ROBERT EMANUEL
UTWORY WYBRANE
strona autorska
Arcyksiąże Karol pod Aspern
(A. von Fernkorn, pomnik konny, Heldenplatz, Wiedeń, 1859)
©foto Robert Emanuel, 2011
W księżyca poświacie…
W księżyca poświacie, z przekorą młodzieńczą,
czytałem pisane nam cele dziejowe,
nie będąc kibicem drużyny powstańczej,
i granic nadętych od morza do morza.
I nie tych kochałem, co ich żałowano
(mnie żal raczej było tych, co ich kochali),
a tęskno mi było do innej monarchii –
wygranej harmonią od Tatr po Adriatyk.
Nie byłem potulnym studentem historii –
szydziłem z Grunwaldu i bałem się Piastów;
nie było mi wcale po drodze z Dąbrowskim –
nie gnałem w popioły wąwozów hiszpańskich...
Nasz hymn? fałszowałem! na złość Bonapartym!
I w ogóle nie wabił mnie Stettin, czy Danzig,
a wolałbym śpiewać mój marsz w rytm Mozarta –
pod jego przewodem i w Wiedniu Cesarskim…
Kochałem przekornie! – Habsburgów i Austrię…
(Pod Austerlitz kciuki odwrotnie trzymałem.)
I śmiałem się gorzko z marszałków pod Leipzig,
jak który nich w nurty Elstery upadał.
Bo mnie pociągały błękity Dunaju,
co senne ramiona nad Lobau rozkłada,
by toń z nagła podnieść przez trzciny ku gwiazdom,
rozbłysłym nad brzegiem wzdłuż Essling i Aspern,
gdzie ja sam, przez ciernie przykładnej historii,
za arcy mym Księciem Cieszyńskim Karolem,
pędziłem w szeregach konnicy krakowskiej
na pomoc Madziarom i czeskiej piechocie;
i wsparłem w potrzebie walecznych huzarów,
i ciąłem w galopie francuskie armaty,
gdy arcy mój Książe brał drzewce sztandaru
i porwał do szturmu ostatnich poddanych…
I orłów czerń świetlna, złocona haftami,
złamała kieł pychy małego cezara!
A szwadron walecznych wawelskich ułanów
dowalił wyznawcom paryskiej Warszawy!
I tam – nim od ran legł (zaklęty dziś w kamień) –
lew stary odziany w paradną biel Austrii,
konając wśród cierpkich prochowych wystrzałów
mógł grzywę najdumniej wznieść po raz ostatni…
*
Nie grają dziś werble pod Aspern i Essling,
wybrzmiałe z legendą muzycznej monarchii –
mnie razi znów w oczy kolorem Marengo
blask słońca znad Eckmühl, znad Austerlitz, z Wagram…
I tylko – raz w roku – wieczorem majowym,
woń wiosny wypycha mnie z dawnej stolicy –
i wtedy przypinam… stalowe ostrogi,
i wierzchem wyruszam do mojej dzielnicy;
wymknąwszy się strażom historii poprawnej
przebiegam na siodle przez Plac Bohaterów;
rży cicho wierzchowiec, gdy zjeżdżam na Prater
i wpadam na drogę do Aspern i Essling.
Tam skuter osadzam w alejach parkowych –
tej nocy, wśród winnic, jest moim rumakiem –
i czekam mgieł magii schodzącej znad Lobau,
by – gdy nikt nie patrzy – wyciągnąć mój sztandar…
Bo w mrocznej godzinie z kaplicy nad parkiem
dzwon wezwie na apel upiory podziemi –
Ja? starą banderę kulami podartą
nadziewam na drzewce strzaskane… i czekam…
Drży płowy piaskowiec! – pękają podstawy
krat nowych! a klątwa opada z serc padłych!
Przybywa… mój Książe! na koniu zdyszanym
i wzywa do boju o Essling i Aspern!
Znów chwyta chorągiew! Lew… z martwych powstaje!
W księżyca poświacie… znów jestem… ułanem!
Jak dawniej biegniemy – lew z lewej, ja z prawej –
za Księciem po ścieżkach ku dawnym przeprawom,
by stanąć nad brzegiem umilkłej historii
i słuchać raz w roku łopotu sztandaru!…
Choć może…
to szumią aleje lipowe?
I wierzby.
Płaczące...
nad Essling.
I Aspern.
29.5.2011