top of page

Książki i gwoździe

 

Miałem sklep. Mały. Z ksionżkami. Na handel.

W ulicy Żielaznej. Z tyłu Króchmalnej.

– Aleś tu gupi!– kszyczali tak na mnię.

A te, co mąndrsze, to że... nienormalny.

    

Mąndry miał, obók, żielazny swój składzik.

Na przodzie Króchmalnej. U rogu Żielaznej.

I tylko jednum w nim ksionżkę na ladzie.

Z czytaniem co zyskał, a cziegu nie stracził.

  

Wszystko dziś jedno: pół-głupki? dwa mąndre? –

ciongniemy po jednem, każden swój, wózki.

Jednom Krochmalnom. Żielaznom potem.

W porozrzuconych tu ksionżkach. I gwóździach.

  

Wsadzą nas oba (zwei) w jeden wagon.

Jak ksionżkę zamknom. Na gwóźdź ze żielaza.

Naszy numery masz w ksionżce podróżnej.

Sobie ich potem pszeczytasz, po latach.

  

27.1.2009 

bottom of page