top of page

Mistrz Archimedes z Syrakuz
 
odchodzi z przestrzeni (i czasu)

 

 

          Rozum objęły płomienie – schylił się idąc ogrodem;

„Czyżby?… ach!” – spojrzał na ziemię – „Ależ… Czy to aż tak proste?...

Ruch? I kulistość ciążenia? Krzywa powszechnej gęstości?...”

Laską nakreślił figurę, zamknął działanie we wzorze…

 

          Gdzieś tam szaleją pożary; giną na placach obrońcy;

pada w płomieniach świątynia; gasną ulice i domy!...

Tutaj, w zadbanym ogrodzie w ciszy dzielnicy willowej,

padł na kolana uczony, płonąc prawdami przyrody.

        

          Z uczniów, biegnących aleją, staje najmłodszy przy bramie;

bije w nią pięścią w rozpaczy, złamać próbuje kopniakiem…

Wreszcie zakrzyknął: „Mój panie! – sądny to dzień dla Syrakuz!

Porzuć lektury o dźwigniach, śrubach, napięciach i masie!…”  

 

          „Ratuj się! Mistrzu…” – i zamilkł, strzałą śmiertelnie rażony…

Fizyka? znowu przegrała. Z lekcją klasycznej historii…

Mistrz? – nie posłuchał; nie słyszał; łapiąc zasady ulotne

w liczby zsyłane natchnieniem, dotąd strzeżonym przez Bogów!

 

           Wtenczas z ulicy przyległej skoczył nad murem wojownik.

Widząc starego na piasku, sądził, że skarb chce zakopać…

Podbiegł… i stanął zdziwiony; kręgi na piasku? nie!… po co?

Ruszył ku drzwiom niezamkniętym, ścieżką z ogrodu do domu.      

 

      „Nie zmaż rysunków! ostrożnie! zważaj, gdzie stąpasz! idź bokiem!…” –

rzekł Archimedes sandałom, weszłym w odkrycia i wzory;

zaczym, przymknąwszy powieki, wreszcie: „H’eureka” – zawołał;

wzniósł się i… upadł umarły – pchnięty w elipsy i koła.

 

        Żołnierz, schowawszy miecz rdzawy, zbadał piwnice, krużganki,

skrzynie i dzbany, i lampę; wejrzał w kamienne sagany;

opał rozsypał kuchenny; rozdarł znoszone ubrania;

pociął podłogę drewnianą; rozbił naczynia gliniane…

 

         W dom nieproszony, gość płonny, nędzę obnażył pochodnią;

         cisnął ją wściekle na półki, ciężkie od ksiąg niezłoconych…

         Nie ma. Nic. I nikogo…  

         Spalił niczyje;

         by znowu

         pognać za prawdą,

         że nie ma prawd innych, niż życie w pogoni;

         że nie ma prawd innych, niż życie, zawisłe ulotnie w pogoni;

         i śmierci, prawdziwszej od życia,

         i życiem niewzruszonej.      

 

 

16.8.2010     

*) ze szkiców do poematu „Poëniada”

bottom of page