top of page

Amerykanin w Paryżu
(1944)

 

Kokardy ich trójkolorowe,

jak nasze: biel, czerwień i błękit,

rozkwitły w Elizjum sierpniowym,

jak w lipcu na Piątej Alei.

 

Mój sierżant, cwaniaczek z Brooklynu,

nim zniknął, bezczelnie wykrzyczał,

że „nie ma chuja jak dziwki wyjmie!”

- No, dobrze.  

„To ciao, poruczniku!”

 

Dał wolne chłopakom.

I jeszcze dorzucił po sto Lucky Strike’ów na głowę.

I ruszył na miasto z burbonem z Kentucky.

I wziął, na wymianę, pończochy.

 

Kto ich nie założy Francuzce,

ten nie wie, jak kocha się Paryż!

Kto spędzi tę noc sam przy winie?

Impotent i ciota!

Lub frajer.

 

Kochałem Mariannę z Long Island…

Zostanę frajerem paryskim…

Zamawiam kieliszek.

Kolejny…

Paznokciem blat baru przebijam...

 

Uśmiecha się piękna dziewczyna,

szaleje wolnością ulica… –

Ja… który... walczyłem na plażach,

tu... boję się?

nocy?!

w Paryżu?…

 

 

 

7.3.2008

bottom of page