top of page


robert emanuel


            padam odpływam tonę

 

 

 

jestem zmęczony

trochę

i wyczerpany

nieco

 

padam

odpływam

tonę

i spadam

w sen

i lecę

na stronę

wytopioną

ze smutku

i z nadziei

przez szarość

snów pojonych

strumieniem samych cieni

 

 

 

19.11.2011

oryginalny komentarz autorski opublikowany w 2011 r.:

,,ten utwór spłodziła północ na odległej od domu drodze wzniosłej i mrocznej''

przekład autorski z j. angielskiego

29.9.2012

poniżej oryginalny komentarz tłumacza opublikowany w 2012 r.:

 

         ,,SZEPTY

        Lubię słuchać radia. Ze szkodą dla telewizji. I rynku. Gdyż w PR II nie ma reklam. Ale nawet najlepsza stacja jest jak bombonierka. Nigdy nie wiemy, co się trafi. Niedawno wypadł z pudełka przemądrzały gość, dowodzący, że człowiek (w domyśle: każdy przedstawiciel gatunku) myśli nie słowami, lecz obrazami. Ja, w przeciwieństwie do gościa, nie twierdzę, że oglądałem formy w jakich przebiegają myśli kogokolwiek, poza mną. Być może jednak nie doceniam mądrali, który rzeczywiście posiadł jakiś tajemny wziernik do ludzkich głów i śledzi sobie ich zawartość z poczucia obowiązku lub dla zabicia nudy. Dlatego nie wykluczam, że niektórzy z nas faktycznie myślą samymi obrazami. Natomiast tak odważnej tezy, że większość ludzi myśli czymkolwiek, nie postawię.

          Ja myślę nie obrazami. W każdym razie nie przez większość doby. Moje myśli układają się w słowa. I rzadko kiedy umiem dopasować do nich jakiekolwiek obrazy. A niekiedy nawet tych słów nie rozumiem.            

         Doskonale pamiętam czas i miejsce powstania drugiego z utworów poniższych. W sobotę dnia 19 list. r. ub. drużyna piłkarska, w której występuję, miała rozegrać mecz daleko od domu. W piątek pracowałem do późna. I żeby zdążyć tam, dokąd jechałem, wyruszyłem nocą. Samotnie. I nieszczęśliwie prowadziłem samochód na północ przez uśpioną listopadową prowincję. 

          Jestem człowiekiem nieszczęśliwym od najwcześniejszego dzieciństwa. Czyli nic nowego pod słońcem. Ale w tamtym mroku czułem się jeszcze gorzej niż źle. Mniejsza o przyczynę. Chodzi o sam nastrój. Jak zwykle w takich sytuacjach zastanawiałem się, czy w ogóle wracać. – I am a little tired – szpnąłem. – Exhausted. Just a bit – uśmiechnąłem się gorzko. Jechałem i jechałem. – I cross the edge of dark lake – pokręciłem głową. – To fall. But fall asleep. (Zasnąć? Ano może to i tak jest. Nawet Hamlet dopuszczał ów stan. W każdym razie nie wykluczał i takiej ewentualności). I zatrzymałem się przy stacji benzynowej. Otworzyłem drzwi. Było zimno. I była mgła. Zamknąłem oczy. Przyłożyłem środek prawej dłoni do prawej powieki. I ja to pamiętam? Ano tak. Zawsze tak robię, gdy jestem sam. Gdy zmęczony. I nieszczęśliwy. I potrzebuję oparcia. A znajduję je wiecznie tylko w samym sobie. – I fall into last dreams… Oh, b-boy. Be boy… Masz tu ten swój staw karmiony dwoma strumieniami. A na dnie szare nic… I ruszyłem jeszcze dalej na północ.

         Do dzisiejszego wieczoru nie przypuszczałem, że będę się z tego tłumaczył. Po polsku. Szacuneczek dla języka przodków? Nie? No to pewnie starość. 

          (Pierwszy z utworów poniższych jest przekładem. Drugi pierwowzorem. A oba są tylko małymi dziełami średniej sztuki.)'' 

ORYGINAŁ PONIŻEJ

 

 

 

 

                                                     robert emanuel

I cross the edge...

    

 

i am a little tired

exhausted

just a bit

 

i cross the edge of dark lake

to fall

but fall asleep

 

i fall into last dreams

one pond fed by two streams

where sleep bright hopes of me

with immemorial grief

 

 

 

 

Nov. 19th, 2011

The original author's commentary published in 2011:

''the piece was born north of ones home on one-way road high and dark'' 

bottom of page