top of page

 

Lucifer

 

 

 

Ja byłem duchem skromnym:

niegniewnym, niezazdrosnym;

nie strzegłem drzew poznania przed dzieckiem wiedzy głodnym;

 

ja nie żądałem ofiar, ja nie czekałem modlitw;

nie potopiłem światów niewiernych względem bogów.

 

Przegrałem?

Nie ja pierwszy przegrałem z wrogą mocą…

Strącony? przecież wstałem, by…

walczyć? nie – by ostrzec…

 

Nie jestem boskim słońcem, co mami złudą oczy,

że gdy objawia światłość, to nie poraża wzroku…

 

Jam synem gwiazdy rannej, co niesie prawdę nocą,

o życia mgnieniu bladym

i śmierci, bez powrotu…

 

Nauczam niechcianego;

o jednej krótkiej drodze

– jedynej, bo po jednej ziemi poronionej;

 

o trwaniu tu – śród ludzi,

w przestrzeni rozgwieżdżonej,

o waszej porcji czasu, każdego dnia gubionej…

 

miłości, zmysłowości, pragnieniu i spełnieniu -    

tych chwilach życia wartych,

potrzebnych wam – nie niebu…

 

Nauczam – wyśmiewany,

uchodzę – wypędzony,

nie głosząc nic, prócz prawdy aniołów potępionych,

 

wzgardzonej nagiej prawdy,

co wygra z objawieniem

o zmierzchu ery bogów, gdy w końcu

porażeni

padniecie,

 

aby zwątpić

i ronić łzy niewiary w zapowiedź nieśmiertelną,

i w ludzkie zmartwychwstanie;

 

by łkać nad grobem tego, którego dziś kochacie,

bez wiary…

a z pewnością, że…

już się nie spotkacie…

 

 

 

         

17.12.2011

bottom of page